Alpy - Gran Paradiso 04-2017
Skitury » Alpy - Gran Paradiso 04-2017
Alpy Graickie - kliknij na mapie, aby powiększyć
Teren naszego działania - kliknij na mapie, aby powiększyć
W tym roku, na specjalne zamówienie, zorganizowałem skitury w Alpy Graickie, połączone z wejściem na najwyższy szczyt regionu, czterotysięcznik Gran Paradiso 4061m. W grupie brało udział razem ze mną 6 osób: Kamil, Marcin, Marek, Paweł i Piotr. Marek odłączył się od nas następnego dnia po wejściu Gran Paradiso. Pogoda i warunki w górach trochę pokrzyżowały nam plany. W zamierzeniu był start z Cogne, do schroniska Vittorio Sella, a zakończenie tury w schronisku M. Bezzi, łącznie 7 etapów. Zaraz po przyjeździe do hotelu w Aosta, w sobotę po południu zaczęło lać, a w górach padać śnieg. Gdybyśmy rozpoczęli zgodnie z planem, to nie bylibyśmy w stanie przejść do kolejnego schroniska przez kolejne 2-3 dni, ze względu na zagrożenie lawinowe na poziomie 4, po tym jak w górach spadło ponad 1m śniegu w ciągu 24h.
Jedyna słuszna decyzja, to pominięcie pierwszego etapu i przejście od razu do schroniska F. Chabod.
Dzień | Data | Opis | Szczyt Przełecz | Suma podejść | Suma zjazdów |
---|---|---|---|---|---|
1 | 31-03-2017 piątek |
Wyjazd z Polski do Aosta, przez Chamonix i tunel Mont Blanc | |||
2 | 01-04-2017 sobota. |
Przyjazd do Chamonix, wypożyczenie nart, przejazd do hotelu w Sarre, Aosta | |||
3 | 02-04-2017 niedziela |
Przejazd do doliny Valsavarenche, samochód zostawiamy na parkingu Le Terre Etap 1: Parking Le Terre - schronisko Rif. F. Chabod 2710m |
887m | ||
4 | 03-04-2017 poniedz. |
Etap 2: Schronisko Rif. F. Chabod 2710m - Parking Le Terre - Parking Pont - schronisko Rif. Vittorio Emanuele II 2734m | 793m | 887m | |
5 | 04-04-2017 wtorek |
Etap 3: Schronisko Rif. Vittorio Emanuele II 2734m - Szczyt Gran Paradiso 4061m - schronisko Rif. F. Chabod 2710m | Gran Paradiso 4061m |
1442m | 1446m |
6 | 05-04-2017 środa |
Etap 4 :Schronisko Rif. F. Chabod 2710m - Cole d Beca di Mancovre 3704m - Schronisko Rif. Vittorio Emanuele II 2734m | Beca di Mancovre 3704m |
1109m | 1105m |
7 | 06-04-2011 czwartek |
Etap 5: Schronisko Rif. Vittorio Emanuele II 2734m - lodowiec Grant Etret - przełęcz Coli di Punta Fuora 3187m - schronisko Rif. Città di Chivasso 2604m | Coli di Punta Fuora 3187m |
920m | 1041m |
8 | 07-04-2011 piątek |
Etap 6: Schronisko Rif. Città di Chivasso 2604m - szczyt 3242m - przełęcz Col Basei 3176m - schronisko Rifugio Benevolo 2285m |
szczyt |
786m | 1109m |
8 | 08-04-2011 sobota |
Etap 7a: Schronisko Rifugio Benevolo 2285m - przełęcz Col Basei 3176m - schronisko Rifugio Benevolo 2285m Etap 7b: Schronisko Rifugio Benevolo 2285m - parking Pelaud 1811m Przejazd taksówką do hotelu w Sarre, przejezd samochodem do Chamonix, przejazd nocny do Polski |
Col Basei |
884m |
884m 556m |
Etap 1
W strugach deszczu pakujemy się do samochodu i po kilkudziesięciu minutach dojeżdżamy na parking Le Terre, w dolinie Valsavarenche. Tu już na tyle wysoko że deszcze zastępuje śnieg. Robimy przeszkolenie z zakresu ratownictwa lawinowego, tak, aby każdy wiedział, co ma robić w przypadku zasypania towarzyszy w lawinie, jak sie posługiwać detektorem, sondą lawinową i łopatą. Po zakończeniu szkolenia decydujemy się na podejście niecałe 900m przewyższeni, do schroniska F. Chabod na wysokości 2710m. Przed nami wyruszyła grupa innych narciarzy oraz spotkaliśmy grupę, która właśnie zjechała z góry. Dowiaduje się, ze podejście jest bezpiecznie, a szlak przetarty. Po ponad 3 godzinach docieramy do schroniska, przy braku widoczności. Po drodze instruuje ludzi, jak prawidłowo zmieniać kierunek na zakosach, czyli "uphill kick turn". Schronisko jest F. Chabod wygląda na nowe, ale brak tam np. cieplej wody w prysznicach.
Etap 2
Dzień wita nas wspaniała pogodą, ale też z zagrożeniem lawinowym na poziomie 4. Początkowo mamy zamiar bezpiecznie podejść w okolice biwaku Sberna 3304m. Przez 10 minut udaje się nam odejść w 1 m. świeżym śniegu zaledwie 20m od schroniska, nawet moje szerokie narty zapadają się głęboko. Odpuszczamy i podobnie jak inne grupy decydujemy się na zjazd z powrotem do parkingu, przejazd samochodem 4 km w górę doliny, do Pont i podejście do schroniska Vittorio Emanuelle II. Zjazd jest łatwy, we wspaniałym puchu, choć niektórym osobom przysparza to dość duże trudności i prawie każdy zakręt to nurkowanie w głębokim w śniegu. W sumie ten krótki odcinek zjeżdżamy ponad 2h. Na dole ładujemy się do samochodu, ale sprzęt i ludzi przewozimy na 2 razy. Podejście z Pont do schroniska Vittorio Emanuelle już w pełnym słońcu, robi się bardzo ciepło, idziemy z samej bieliźnie. Trochę się obawiam, żeby coś nie wyjechało. Przed laty na tej trasie widziałem, jak z lawiną wyjechał szlak podejściowy. Do schroniska docieramy wczesnym popołudniem, jest czas na odpoczynek w słońcu i piwo.
Etap 3
Tego dnia zamierzamy zaatakować szczyt Gran Paradiso 4061m. Śniadanie o 6:00, o 7:00 już startujemy ze schroniska, po godzenie doganiamy pierwszą dwójkę, która toruje i zakłada ślad. Teraz na zmianę torujemy w zajadającym się śniegu. Pokrywa śnieżna zdążyła się przetworzyć przez zmiany temperatur i już nie zapadamy się tak, jak poprzedniego dnia. Po drodze robimy klika przerw, w tym czasie inni nas wyprzedzają, tak, że pod szczyt dochodzimy zaraz po południu. Zakładamy raki, wiążemy się liną, bierzemy czekany i ruszamy na szczyt. Trochę po śniegu, trochę po skałach, droga w sumie łatwa, jakieś I-II, ale mocno eksponowana. Wyjaśniam ludziom, jak należy obchodzić się z liną i sprzętem, jak przepiniać sie przez przeloty, bo jest to ich pierwszy kontakt ze wspinaniem i asekuracją. Po kilkunastu minutach wchodzimy na szczyt, gdzie znajduje się biała figura Św. Madonny. Niestety pogoda nam się psuje, widok przesłaniają chmury. Zjazd rozpoczynamy już bez widoczności, ledwo wypatrując śladów. Na przełęczy widoczność poprawia się i Paweł zbytnio się rozpędza, co skutkuje 300m zjazdem w niewłaściwą dolinę, w stronę schroniska F. Chabod, zamiast Vittorio Emanuelle II. Nie za bardzo chce się nam podchodzić te 300m, dlatego decydujemy się kontynuować zjazd do F. Chabod, a następnego dnia wrócić do Emanuelle II. Na jednej z map odnajduje możliwość przetrawersowania wzdłuż ściany do Emanuelle II, ale po zbliżeniu się do tego trawersu, okazuje się, że nachylenie zbocza jest zbyt strome, a warunki śniegowe są tam zbyt niebezpiecznie. Zawracamy i kontynuujemy do F. Chabod, gdzie lądujemy akurat na kolacje.
Etap 4
I znowu schronisko F. Chabod. Obsługa traktuje już nas jak stałych klientów. O 7:00 mamy śniadanie, o 8:00 wychodzimy na szlak. Piotr ma problemy z fokami, nie trzymają na świeżej warstwie śniegu i narty ślizgają się do tyłu. Jak się później okaże, przez pomyłkę poprzedniego dnia, w schronisku V. Emanuelle, 3 osoby zamieniły pomiędzy sobą foki i Piotr wziął foki takie same, ale nie te same. Jak tylko rozwiesi do suszenie te foki, znajdzie się ich prawowity właściciel. Tymczasem Piotr walczy w podejściem, założenie harszli trochę pomaga, narty jakoś trzymają, ale tempo mamy na początku 250m/godz., ale potem już osiągamy ponad 300m przewyższenia na godzinę. Po niecałych 4h osiągamy przełęcz na 3700m i przygotowujemy się do zjazdu. W tym miejscu poprzedniego dnia pomyliliśmy drogę, ale teraz dokładnie sprawdzamy GPS i pomimo kompletnego braku widoczności, na tyle, że we mgle ledwo widać czubki własnych nart, odnajdujemy właściwy ślad. Razem jeden za drugim, zęby się nie zgubić, zjeżdżamy w dół, w kierunku Vittorio Emanualle II. Wysoko śnieg jest perfekcyjny do zjazdu, ale brak widoczności. Na wysokości około 3000m widoczność się poprawia znakomicie, za to w zamian mamy szreń. Zanim zjedziemy do schroniska, chmury znikają i wychodzi słońce. Tak już będzie do końca tygodnia.
Etap 5
Tego dnia czeka na nas dość wymagające podejście na przełęcz Coli do Punta Fuora 3187m. Tuż po 7:00 wychodzimy ze schroniska Vittorio Emanuelle II i na fokach kierujemy się na południe, a następnie na południowy wschód, aż osiągniemy skalną ostrogę po lewej. Zgodnie z radę gospodarza schroniska, podchodzimy jeszcze kilkadziesiąt metrów i dopiero wtedy odklejamy foki. Teraz zjeżdżamy, z początku trawersując, na południowy zachód, w kierunku lodowca Grant Etret. Gdy jesteśmy już na lodowcu i osiągamy wysokość 2728m, ponownie zakładamy foki i rozpoczynamy podejście w górę lodowca, w kierunku przełęczy Coli del Grant Etret Occidentale 3200m. Jest już 10:30, słońce zaczyna mocno grzać, robi się ciepło. Kalkuluje, że wejście na przełęcz to jeszcze 2h plus zjazd i 1h podejścia na przełęcz Punta Fuora, to będzie już prawie 14:00, a my znajdziemy się na nasłonecznionej i rozmiękłej południowo-wschodniej wystawie. W takiej sytuacji, ze względu na bezpieczeństwo, rezygnujemy z wejścia na Col del Grant Etret, pomimo, że widok stamtąd jest wspaniały. Skręcamy podchodząc w prawo na zachód, a następnie ostro w górę na północ. Przed nami wyrasta skalne zboczę, tylko w 2 miejscach są widoczne śnieżne luki pomiędzy skałami. Po lewej, bliżej nas, przejście odpada z tego powodu, że u góry wisi śnieżny nawis i jest za mocno za stromo, drugie możliwe przejście znajduje się dalej po prawej stronie zbocza. Musimy zjechać trawersem trochę w dół, aby znaleźć się poniżej skał. Niestety śnieg jest już rozmiękły, narty obsuwają się na zbyt stromym zboczu. Jedyna możliwość, do przyczepienie nart do plecaków i podejście do góry w butach, wybijając kolejne stopnie. Miejscami stopnie już nie trzymają, trudno stawiać kolejne kroki, bo buty zsuwają się ze śniegiem. W końcu udaje się podejść wyżej jakieś 50m, ponad skały, gdzie jest już mniej stromo i można założyć z ponownie narty. Wyszliśmy w samą porę, bo po kolejnej godzinie śnieg byłby na tyle rozmiękły, że nie zrobilibyśmy ani kroku, a nie wykluczone, że mogłaby zejść ciężka lawina rozmiękłego śniegu. Szybko uciekamy z tego miejsca na bardziej płaski bezpieczny teren, gdzie robimy przerwę. Po drodze spotykamy narciarzy zjeżdżających z przełęczy . To nam trochę pomaga, bo zjeżdżając zrobili nam ślad na stromym śnieżnym zboczu o północnej wystawie. Trawers ten postrzegam jako niezbyt bezpieczny, gdyż świeży śnieg spadł na zmrożone zbocze i w powodu północnej wystawy, nie został przetworzony przez nasłonecznienie, przez co mógł być słabo związany z podłożem. Zachowując duże odstępy, przeszliśmy jeszcze około 250m, aż do kuluaru wyprowadzającego na przełęcz. Jeszcze tylko 30m do góry kuluarem i jesteśmy na przełęczy Cole di Punta Fuora 3187m.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, ale skoro jesteśmy już na przełęczy, a przed nami tylko zjazd w łatwym terenie, to dlaczego nie spróbować zaliczyć szczyt Punta Fuora 3411m po lewej strony przełączy. Wygląda na to, że do połowy da się podejść na nartach, a dalej w rakach po śnieżno-skalnej grani. Paweł, Piotr i ja decydujemy się na atak szczytowy, Marcin z Kamilem zostają na przełęczy i wygrzewają się w słońcu. Ja prowadzę i zakładam ślad po lewej, wywianej stronie grani, gdzie jest twardo, ale stabilnie, dobrze nam idzie, szybko pokonujemy kolejne metry. Paweł jednak nie wytrzymuje, skręca w prawo, wyprzedza i przechodzi na zawietrzna stronę grani. Robi jeszcze klika kilkanaście metrów i zawraca zakosem w kierunku grani. Tuż przed granią wchodzi na depozyt śnieżny, który się urywa kilkanaście metrów powyżej i inicjuje lawinę. Słychać syk napełnianego balonu z plecaka Pawła, śnieg pęka dookoła i śnieżne płyty ruszają w dół porywając Pawła i Piotra, a mnie się udaje odskoczyć do przodu, dzięki czemu lawina mnie omija. Na szczęście wszystko dobrze się kończy, spodnia warstwa śniegu jest na tyle stabilna, ze pozostaje nienaruszona, a wyjechał w dół tylko wspomniany depozyt śnieżny. Paweł i Piotr znaleźli się jakieś 100m poniżej, cali i zdrowi. Jedynie Piotr zgubił nartę, która zatrzymała się na kamieniu u góry.
Po tej przygodzie rezygnujemy z wejście na szczyt i rozpoczynamy zjazd. Bardzo oszczędzając wysokość, kierujemy się do schroniska Citta di Chivaso 2604m. Zjeżdżamy do wysokości 2531m, tu musimy założyć foki i kontynuować dalej, wzdłuż 2 zamarzniętych jezior, jeszcze 2km i 150m do góry.
Schronisko Citta di Chivasso, to małe, przytulne miejsce, może na 20 osób, nie więcej. Bardzo przyjazna obsługa, wspaniałe jedzenie, przygotowane z miejscowych, ekologicznych produktów. Jedynym mankamentem jest brak wody do mycia, ale wspaniała atmosfera to wynagradza.
Etap 6
Tego dnia mamy krótsze podejście, więc pozwalamy sobie trochę dłużej pospać i wyjść o 8:00 rano. Najpierw musimy zjechać jakieś 100m w dół, po zboczu pokrytym szrenią, na szczęście mało łamliwą. Zakładamy foki, ale Kamil nie zabezpiecza narty, która zaczyna uciekać mu w dół. Wszyscy ze strachem obserwujemy jak narta się oddala, aby około 400m dalej zatrzymać się na jakiejś przeszkodzie. Marcin na ochotnika wyrusza w dół, gdyż jeszcze nie zdążył założyć fok. W sumie odzyskanie narty zajmuje nam tylko 15 min., więc nie jest źle, a mogło być dużo gorzej. Kierujemy się pomiędzy skałami w górę i skręcamy w lewo, aby wejść do dużego kuluaru, którym podchodzimy 250m do góry, aby wyjść na mały lodowiec Basei, wyprowadzający na szczyt Punta Basei 3338m. My rezygnujemy z wejścia na ten szczyt, ale kierujemy się na inny, z charakterystycznym krzyżem, na wysokości 3242m. Z wierzchołka roztacza się wspaniały widok na dolinę Valle del'Orco, zaporę i jezioro Lago Ceresole Reale. Wrażenie potęguje dość znaczna ekspozycja, po południowej stronie wierzchołka. Ze szczytu zjeżdżamy trawersem w kierunku przełęczy Col Basei. Wybieramy bezpieczniejszy wariant i ostanie metry na przełęcz pokonujemy w rakach po skałach, zamiast na nartach po dość stromym i już znacznie rozmiękłym o tej porze dnia śnieżnym zboczu.
Na przełęczy robimy dłuższy odpoczynek i rozpoczynamy długi zjazd do schroniska Rif. G.F. Benevolo 2296m. W końcowej fazie zjazdu niepotrzebnie przechodzimy na lewą stronę kanionu, co skutkuje tym, że musimy podejść ze 100m, a potem znaleźć się na dość wymagającym zboczu skalnym, gdzie trzeba wykonać 2 skręty bez opcji upadku, w zmrożonym wyjeżdżonym śniegu. W końcu wszyscy szczęśliwie lądujemy w schronisku F. Benevolo 2285m.
Etap 7
To już ostatni etap naszej tury. Okazuje się, ze Paweł pozostawił poprzedniego dnia kamerę na przełęczy Basei. Pomyślałem sobie, że jest to okazja. żeby jeszcze się trochę rozruszać, a odzyskanie kamery może być świetnym pretekstem do wyjścia w górę. Jeszcze wieczorem poprzedniego dnia rzuciłem hasło, aby wstać o 5:00 rano i wyjść do góry 900m na przełęcz Col Basai. Tylko Paweł przystaje na moją inicjatywę i już o 7:00 jesteśmy na szlaku. Wejście zajmuje nam 3 godziny i już o 10:00 stajemy na przełęczy. Kamera leży tam, gdzie Paweł ją zostawił. Zjazd do schroniska trwa tylko 15 minut.
Śnieg jest wciąż zmrożony, tak więc lepiej jeszcze poczekać 2 godziny, niż zjeżdżać w dół doliny, stromymi zboczami, w zamarzniętych koleinach. Zamawiamy jeszcze włoską zupę warzywną minestrone, bierzemy prysznic i o 13:00 ruszamy w dół do Rhemes Notre Dam, gdzie na 14:30 mamy zamówioną taksówką. Zjazd jest wymagający, miejscami trzeba przenosić narty z braku śniegu, trochę podejść, a ostatnie 2km to odpychanie się kijami na płaskim. Na parkingu jesteśmy punktualnie, ale taksówka się spóźnia kilkanaście minut.
Bez problemów trafiamy do hotelu w Sarre, ładujemy się do samochodu, jeszcze tylko Chamonix przez tunel, a potem cała noc do Polski.
Kontakt za mną
Tomasz Bobrowski,
ul. Janusza Korczaka 16/1, 81-473 Gdynia, Poland
tel. +48 601 65 69 78
tk.bobrowski@mytrips.pl
Prosze o "like" lub komentarz poniżej. Dziękuje!
Na wszelkie pytania chętnie odpowiem.