Gruzja 2017 - Kaukaz - rejon Zeskho i Tetnuldi
Dzień 5 i 6. Powrót do bazy Zeskho
Odpoczywamy prawie do południa, zwijamy obóz i rozpoczynamy schodzenie. Problematyczne staje się zejście 90m ściana. Teren niby jest łatwy, ale wszystko jest tam ruchome, jest duża kruszyzna. Decydujemy się na założenie zjazdu, ale jest problemem znalezienie miejsca do założenia stanowiska, w końcu udaje się mi znaleźć odpowiednią skałę, na której po oczyszczenie z ziemi i traw, w końcu „siada” pętla zjazdowa. Nasza lina ma 60m, więc robimy 2 zjazdy po 30m. Ze znalezieniem kolejnego stanowiska mamy jeszcze większy problem, musimy zejść jakieś 15m w dół, w kruchym terenie, gdzie znajdujemy odpowiednio ułożoną i stabilna skałę. Jeszcze tylko trzeba w skale wykuć rowek, żeby nam pętla zjazdowa się nie zsuwała. W końcu po godzinie jesteśmy u podstawy ścianki. Po odpoczynku idziemy dalej tą samą drogą, którą podchodziliśmy. Przy pokonaniu stromego trawiastego miejsca ponad masą śniegu, nauczeni już doświadczeniem, zakładamy raki, które bardzo dobrze trzymają w trawie. Korytem rzeki idziemy już w świetle czołówek. Miejsca, gdzie strumień należy przekroczyć i zmienić brzeg, pokazuje nam ślad zapisany na GPS. Zmęczeni, przed 22:00 docieramy do bazy Zeskho. Okazuje się, ze możemy przenocować w pokoju z pościelą, za 20 GEL od osoby. Chętnie korzystamy z tej opcji, bo nie chce się nam rozkładać namiotu.
Ranek jest dość chłodny, ale jak tylko słońce zaczyna się podnosić, robi się ciepło. Mamy kolejny piękny słoneczny dzień. Wieczorem zamówiłem ciepły prysznic, wołam dozorcę, aby uruchomił wodę. Pomieszczenie z prysznicami to duża, ciemna sala, bez kabin. Ściany i podłoga zarośnięte brudem, pod prysznic trzeba iść w skarpetkach, żeby nie chwycić jakiegoś paskudztwa. Po zjedzeniu śniadania pojawia się terenówka z naszym znajomym kierowcą. Wracamy do hoteliku w Tsanie.
Po drodze zatrzymujemy się w wiosce Zeskho. Mieszkają tam tylko 2 rodziny. Wchodzimy do jednego z domów. Oczywiście zaraz jesteśmy zaproszeni do stołu i szykowany jest poczęstunek: domowe wino, chleb i ser. Dom zamieszkuje gospodarz Figrant i jego syn. Żona gospodarza (a siostra naszego kierowcy), zginęła w wypadku – na stromym polu przygniótł ją traktor. Gospodarstwo otrzymuje dotacje z UE na hodowlę ziemniaka. Po godzinie opuszczamy gościnny gruziński dom w Zeskho i wracamy do Tsany. Resztę dnia odpoczywamy.
Dzień 7. Ailama, Ushguli i Mestia
Wcześnie rano, bo już o 6:00, wyjeżdżamy z Tsany, około 12km w kierunku doliny Koruldashi, która wyprowadza w kierunku szczytu Ailama, który zamierzamy zdobyć jako nasz główny cel wyprawy. Już z daleka widać, że połowa dolnej części lodowca, wyprowadzająca na plateau, gdzie na 3200m planowaliśmy założenie obozu, zniknęła, pozostawiając piargi i odkrytą skałę. Taki stan rzeczy w znacznym stopniu utrudniłby wejście lub wręcz uniemożliwił. Dodatkowym zagrożeniem są w takim wypadku spadające kamienie. Jeszcze gorsze warunki panują na 350m ścianie wyprowadzającej na grań, gdzie zamiast śniegu i lodu pozostała odkryta skała i luźne kamienie. Z powodu niesprzyjających warunków, zdecydowaliśmy o porzuceniu zamiaru wejścia na szczyt Ailama, a w zamian podjąć próbę wejścia na zapasowy cel – szczyt Tetnuldi 4858m.
Wracamy do pensjonatu w Tsanie, pakujemy resztę ekwipunku i organizujemy transport samochodem terenowym do Ushguli. Koszt duży jak na niedużą odległość, bo 200 GEL, ale stan tej gruntowej drogi jest tak zły, że podróż trwa ponad 3h. Najpierw wjeżdżamy z prędkością piechura na przełęcz Zagoro 2623m, aby potem zjechać do historycznej wioski Ushguli. Już z góry można zobaczyć charakterystyczne wieże obronne z XII wieku. Ushguli znajduje się na liście zabytków światowego dziedzictwa UNESCO.
Ushguli zamieszkuje około 70 rodzin (200 mieszkańców), ale przyjeżdża tu bardzo dużo turystów, stąd też duża tu ilość restauracji i pensjonatów. Około godziny zajmuje nam zjedzenie lunchu i krótkie zwiedzanie wioski, gdzie najbardziej charakterystycznym elementem są oczywiście wieże z XII wieku. Dalszą podroż około 45km kontynuujemy już regularną „marszrutką” za 30 GEL. Stan drogi jest tu zdecydowanie lepszy, a ostatni 10 km odcinek przed Mestią, to asfaltowa szosa.
W Mestii bierzemy taksówkę i jedziemy na lotnisko, do biura straży granicznej załatwić pozwolenie na Tetnuldi. Dokument otrzymujemy od ręki i tą sama taksówką jedziemy do pensjonatu Roza’s Guesthouse, który możemy polecić (20 GEL od osoby za noc).